KRAMPUS - Świąteczny diabeł?
..od starowysokoniemieckiego słowa "Krampen" oznaczającego "pazur"- włochaty, rogaty stwór z długim czerwonym językiem...
5 grudnia, w wigilię Mikołajek, grupy poprzebieranych młodzieńców ganiały od domu od domu, dopominając się o strawę i napitek. Przypomina naszą tradycję chodzenia z turoniem i gwiazdą - echo dawnych zyczajów odwiedzanie się z żywymi zwierzętami, które symbolizowały tężyznę fizyczną, witalność i płodność. Prasłowiańskie gody to czas, gdy zmarli pobudzają słońce i ziemię do życia. Pozostało po nich kolędowanie ze zwierzęcymi maszkarami, które podszczypywały dziewczęta i często symulowały kopulację. Gospodarze zawsze chętnie zapraszali kolędników do domów, bo wierzyli, że "Gdzie turoń chodzi, tam się żytko rodzi". W Austrii ten prawie zapomniany zwyczaj dziś się odradza, choć nie z pobudek religijnych, ale raczej dla rozrywki. W samym regionie Salzburga jest już ponad 180 klubów Krampusa. Członkami tych grup mogą być tylko kawalerowie. Sami przygotowują stroje.
W grudniu 2009 roku mieliśmy okazję osobiście uczestniczyć w tym starym obrzędzie. Nasi przyjaciele Peter i Annemarie Salzlechner, hodowcy malamutów - Austrian Wolf Kennel i Lupus Austrie Kennel mieszkają na przepięknym Malamucim Rancho u stóp Alp opodal Salzburga. Razem, dzień wcześniej wystawialiśmy nasze malamuty na międzynarodowej wystawie w Wels. W zimowy wieczór siedzieliśmy w kuchni przy gorącym piecu, popijaliśmy Glühwein przygotowany przez Annemarie, którego niesamowity zapach goździków, pomarańczy i wina wprowadzał nas w świąteczny nastrój; gromadka dzieci biegała wokoło, malamuty w różnym wieku spały pod stołem razem z kotem o imieniu Kater i Pipilinchen - śmieszną kundelką, która jest pewna, że jest malamutem. Gdzieś z daleka, z lasu zaczęły wyłaniać się odgłosy metalowych dzwonków, krzyków i śpiewów. Z początku nie zwracałam uwagi na te dźwięki, choć zauważyłam podniecenie dzieci, których wcześniejsze, ustawiczne pytania skierowane do Petera uszły mojej uwadze;..."wann kommt denn endlich der Krampus an?, Papa, wann?", "no kiedy wreszcie przyjedzie Krampus, Tata, kiedy?" - to słowa pięcioletniej Patrycji i jej przyjaciółek. Hałas był coraz intensywniejszy, aż wreszcie rozległo się wycie ponad 12 malamutów, szczekanie, pisk, klaksony i za oknem zobaczyliśmy reflektory ogromnego pojazdu, z którego z wielkim hukiem, krzykiem, nawoływaniem wyskoczyło 5 włochatych, rogatych stworów, dzierżąc w rękach rózgi, kije, metalowe dzwonki, łańcuchy. Za nimi spokojnie i z powagą podążał Święty Mikołaj w biskupiej tiarze. Do kuchni wpadł Artur z wypiekami i wykrztusił - "Peter - masz gości..." i chwycił za aparat. Słyszałam tylko pisk dzieci, ujadanie Pipilinchen, śmiech Petera. Moim oczom ukazał się niesamowity obrazek; dzieci stały na łóżku otoczone włochatymi stworami, zapewniały, że były grzeczne przez cały rok, śpiewały i mówiły wierszyki. Na koniec Biskup-Mikołaj przegonił włochate potwory, dał dzieciom cukierki i prezenty. Ja dyskretnie wycofałam się do kuchni, przysiadłam na ciepłym zapiecku, trzymając na kolanach dwumiesięczną Glorię - malamutkę i myslałam, że jestem bezpieczna.
Jakże nic mylnego... nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i cała gromada przeniosła się do kuchni. Po krótkich negocjacjach z Mikołajem diabły zostawiły mnie w spokoju.......
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że dzięki gościnności Annemarie i Petera mogliśmy przeżyć coś, czego w Polsce nigdy byśmy nie doświadczyli. A tak naprawdę, to wszystko za sprawą malamutów, dzięki którym podróżujemy po całej Europie i poznajemy wspaniałych ludzi, przyjaciół, których życia stajemy się cząstką.
© tekst i zdjęcia Illa Kuvianartok FCI, giardeto team
poniżej zdjęcia i ryciny znalezione w internecie na temat Krampus